Czym jest biżuteria artystyczna, czym nie jest i co stanowi o jej wartości?
Biżuteria artystyczna vs klasyczna
Biżuterię artystyczną tworzymy od 2011 roku. Mieliśmy zatem już paręnaście lat na obserwacje, pytania, wyciągniecie wniosków a także na znalezienie własnej niszy w świecie sztuki złotniczej. Mówiąc o biżuterii artystycznej zacząć chyba należy od tego, że dostrzegamy ziejącą przepaść pomiędzy biżuterią artystyczną a – z braku lepszego określenia nazwijmy ją - klasyczną.
Biżuteria klasyczna, czyli szlachetne metale, drogie kamienie i kunszt wykonania na bardzo wysokim, mistrzowskim wręcz poziomie. Niestety często bardziej istotna jest masa kruszcu i jakość kamieni niż nowatorskie wzornictwo. Dominują ustalone wzorce i szablony a współczesne programy do projektowania biżuterii wręcz podpowiadają schematyczne i matematycznie poprawne rozwiązania powielane przez lata i całe pokolenia rzemieślników.
Na drugim biegunie jest biżuteria artystyczna, wykonana z materiałów przerozmaitych, często nie kojarzonych w żaden sposób ze złotnictwem. Jej wartością za to są pomysły. Koncept. A wykonanie często jest przedziwne, nie mające nic wspólnego z rzemiosłem. Zdarza się często, że te przedmioty nie nadają się do noszenia jako biżuteria. Niekiedy jest to efekt zamierzony, ale również bywa, że wynika to z braku podstaw warsztatowych twórców.
Gdzie my w tym jesteśmy jako twórcy?
My już jakiś czas temu określiliśmy się jako swoisty most – łącznik pomiędzy tymi dwoma biegunami. Rościmy sobie prawo do nazywania siebie złotnikami artystami. Złotnikami, gdyż mamy umiejętności warsztatowe w zakresie pracy z metalami szlachetnymi i wykorzystujemy je w naszych realizacjach. Artystami, ponieważ wiele naszych prac to... hmm... odpały. Tworzymy opierając się o nieszablonowe własne pomysły. Mamy też odwagę łączyć w pracach nietypowe, „niejubilerskie” materiały z metalami szlachetnymi. Dbamy także, by nasze dzieła nie skupiały się tylko na pomyśle, ale też realizowały go w sposób dobry technicznie, umożliwiający założenie ich na ciało. Nasze prace z założenia mają być równie interesujące i niebanalne, co trwałe. Jednym zdaniem: staramy się łączyć typową dla biżuterii artystycznej pomysłowość i niesztampowość z właściwą klasycznym precjozom jubilerską jakością wykonania.
W dodatku prowadząc własne, maleńkie atelier możemy pozwolić sobie na projekty i rozwiązania, których nie zaryzykują duże firmy sieciowe i mniejsze (ale jednak) zakłady produkcyjne. Podmioty takie muszą uwzględnić w swoim asortymencie przystępność dla szerszego odbiorcy. Dlatego też muszą podążać za trendami i skupiać się na opłacalności w produkcji. My specjalizujemy się w jednostkowych tematach. Nawet jeśli cały wysiłek i pomysł ma być włożony w wykonanie tylko jednego jedynego egzemplarza.
Wywrotowa teza - biżuteria artystyczna jako sztuka czysta
Sztuka złotnicza w takim rozumieniu, jak to opisane powyżej, jest wymagająca względem twórców na wielu polach, od pomysłu, poprzez talent aż po umiejętności stricte rzemieślnicze. Mimo to, ta kreatywna dziedzina jest od zawsze w cieniu sztuk czystych z uwagi na swą rzekomą funkcjonalność. Sprzeciwiamy się temu. Jesteśmy zdania, że biżuteria artystyczna została niesłusznie obarczona kompleksem użytkowości. Nie jest użytkowa i niesłusznie jest traktowana jako coś gorszego, nieczystego. Uważamy, że sposób ekspozycji dzieła nie powinien przesądzać o jego użyteczności a twórcom i ich pracom należy się zdecydowanie większa atencja i docenienie na gruncie sztuki. Pozwolę sobie rozwinąć i uzasadnić te myśli w dalszej części artykułu.
Sztuka czysta vs sztuka użytkowa
Może zacznijmy właśnie od tego, żeby nieco naświetlić temat. Na hasło sztuka natychmiast przychodzą do głowy takie dziedziny plastyczne jak rzeźba, malarstwo, czy rysunek, czyli tak zwane sztuki czyste. Jest to jednakże potoczne i zawężone rozumienie tego terminu. W dodatku bardzo krzywdzące względem dziedzin klasyfikowanych jako „użytkowe”, które nadal bywają traktowane jako gorsze, ponieważ w teorii mają być skażone swoją funkcjonalnością a niekiedy i komercyjnym charakterem. W opinii krytyków, domów aukcyjnych (to akurat kuriozalne) i marchandów to przekreśla wartość artystyczną przedmiotów wkładanych do zbiorczej szufladki z etykietą sztuka użytkowa.
Zupełnie jakby rzeźby i obrazy zawsze powstawały bez zamiaru ich sprzedania i w żadnym wypadku nie były tworzone na zamówienie klienta ;)
Zupełnie jakby artyści – przedstawiciele sztuk czystych nie wytwarzali konkretnych przedmiotów, o określonej destynacji (np. do powieszenia na ścianie).
Zupełnie jakby biżuteria była... użyteczna...
Czy udało mi się właśnie wsadzić przysłowiowy kij w mrowisko? Mam nadzieję, że tak!
Skąd się biorą te uświęcone tradycją poglądy?
Dostrzegam w takim klasyfikowaniu sporo nieciągłości logicznych wynikających prawdopodobnie ze zwykłej ludzkiej skłonności do wpadania w umysłowe koleiny oraz powtarzania wytartych, przyjętych jako aksjomaty a przede wszystkim łatwych frazesów, bez zastanawiania się nad tym, czy mają one sens i czy są prawdziwe. Wiem, że zarówno wśród naszych odbiorców, jak i w środowiskach artystycznych oraz akademickich nie brakuje otwartych umysłów. Być może warto wreszcie się zastanowić nad pewnymi zjawiskami bez uprzedzeń i szufladkowania.
Pomysł to podstawa, ale wykonanie też jest ważne
Chcąc w pierwszej kolejności odsiać biżuterię artystyczną od wszelkiej innej, należy przyjąć, że generalna różnica zasadza się na odkrywczym koncepcie lub jego braku. Bez naprawdę dobrego pomysłu i świeżego spojrzenia na dzieło nie ma mowy o sztuce, która ma nieść ze sobą coś więcej, niż sam wykonany przedmiot oraz masę wyrażoną w gramach kruszcu i karatach kamieni. Ma coś zmieniać, rzucać inne światło na różne sprawy, szokować, uwrażliwiać, skłaniać do interpretacji i myślenia. To właśnie robi różnicę. Ale skoro już jesteśmy przy myśleniu, to ów osławiony koncept to naszym zdaniem dopiero początek drogi twórczej, ponieważ oprócz pomysłu, w przypadku tych małych form trzeba też dobrze przemyśleć kwestie wykonawcze. Naszym zdaniem poprawne technicznie wykonanie nie ujmuje w żaden sposób wartości pracy. Wprost przeciwnie – wzbogaca ją i poszerza możliwości ekspozycyjne dzieła, które może funkcjonować poza gablotą a zatem w szerszym kontekście.
Ciało człowieka jako kontekst
Tak jak obraz ma zostać powieszony na ścianie a rzeźba postawiona w domu lub galerii, tak i brosze, kolczyki lub naszyjniki mają swoją destynację – ciało człowieka, które staje się dla nich tłem i kontekstem. Biżuteria artystyczna może wyrażać pewne wartości, przekonania lub je negować. Może skłaniać do myślenia i interpretacji. Może przekazywać całe bogactwo różnych znaczeń wpisanych w swe niewielkie formy i kształty a przez to skoncentrowanych i mocnych. Może zdobić. Ale nie musi. Może być talizmanem. Wszystko zależy od tego, jaką formę i znaczenie jej nadamy my twórcy oraz odbiorcy naszych prac, którzy będą je brać w dłonie, oglądać z bliska i nosić na swoich ciałach.
Ekspresja, interakcje i performance
Te relacje pomiędzy artystą, przedmiotem oraz odbiorcą, dla którego staje się on czymś osobistym i ważnym, tak naprawdę stanowią kwintesencję ekspresji tych niewielkich prac plastycznych. Są one często naładowane znaczeniami (niekiedy nieoczywistymi, znanymi tylko niektórym osobom) i emocjami, ale zaczynają „żyć” dopiero w kontekście człowieka, który je zakłada na siebie stając się jednocześnie artystą-performerem. Dla tej osoby eksponowany na własnym ciele przedmiot wyraża pewne wartości, przekonania, czasem porusza rozmaite aktualne tematy a innym razem jest wyrazem osobistych zainteresowań lub uczuć. I jeśli zaczniemy w ten sposób postrzegać twórczość z tej dziedziny, to okaże się, że we wzajemnych zależnościach pomiędzy twórcą – przedmiotem – odbiorcą, który nosi na własnym ciele miniaturowe dzieło sztuki, jest zaskakująco dużo dynamiki. Zaś sam akt noszenia na sobie biżuterii artystycznej staje się formą perfomance'u. Może zatem zamiast mówić o użytkowości, powinniśmy skupić się na dynamice: interakcjach, kontekstach i potencjale performatywnym biżuterii.
Dlatego właśnie uważam, że sposób ekspozycji (ściana, gablota, postument, szyja...) w żaden nie przesądza o użytkowości przedmiotu. Ponadto, zwrócę uwagę na jeszcze jeden fakt, jednocześnie oczywisty a jednak tak trudny do zauważenia: nie da się wymyślić dla artystycznych form złotniczych żadnej pragmatycznej funkcji. One nie są użyteczne. Na czym ma niby polegać użytkowość bransolety? Przecież nie służy ona do niczego. Nie zaparzysz w niej kawy ani się w nią nie ubierzesz. Zupełnie tak samo jak obrazy, grafiki czy rzeźby, to dzieło sztuki zostanie powieszone/zainstalowane (i moim zdaniem nie ma znaczenia dla sprawy, czy to na ścianie, czy na człowieku). Zupełnie tak samo jak w przypadku dziedzin klasyfikowanych jako „czyste”, można za pomocą tych małych dzieł wyrażać poglądy, poruszać aktualne tematy, skłaniać do myślenia, prowokować, fascynować. Zastosowane techniki i materiały, jakie wybieramy dla swojej twórczości, nie powinny mieć tu większego znaczenia. Dlatego naszym zdaniem biżuteria artystyczna zdecydowanie nie jest sztuką użytkową. To zupełnie inna kategoria niż na przykład ozdobna misa, w którą można włożyć owoce i podać je na stół albo fikuśny, rzeźbiony szezlong, który służy do tego, by na nim przysiąść lub się położyć, czy dekorowana lutnia, na której można grać koncerty. Dlatego naszym marzeniem jest odklejenie tej absurdalnej łatki „sztuki użytkowej” od prac, które przybierają formy kolczyków, wisiorów, czy brosz.
Dlaczego zatem się utarło, że biżuteria artystyczna to sztuka użytkowa?
Trudno powiedzieć. Być może po części dlatego, że złotnicy wykonują nie tylko „bezużyteczne” formy, jak właśnie biżuteria, ale także kielichy, patery, sztućce, które użytkowe już jak najbardziej są. A być może ma na to wpływ już sam fakt, że Ci, którzy samodzielnie tworzą z metali szlachetnych, muszą być także rzemieślnikami, czyli mieć opanowany warsztat. Z drugiej strony, aby zajmować się malarstwem na wysokim poziomie, również trzeba mieć ów warsztat i umiejętności. I to jest dla nas równie ważny punkt: dobre wykonanie dzieła (niezależnie od użytego tworzywa) powinno być traktowane jako jej atut. Zwłaszcza, iż jak już wspomniałam wyżej, prace z tej dziedziny sztuki bywają zrobione dosłownie jakkolwiek.
„Noszalność” jako atut
Zmierzając do kolejnego wniosku – warto tworzyć te przedmioty w taki sposób, aby się do noszenia nadawały, czyli aby były to rzeczy o przemyślanych konstrukcjach, odpowiednio trwałe, wykonane dobrze i z klasą. Po to, by ich nie zubażać usilnymi próbami odebrania im tego waloru, jakim jest przyjemność noszenia na ciele lub w jego bezpośredniej bliskości – na odzieży, bo jest to równie bezsensowne, jak namalowanie obrazu w taki sposób, aby nie dało się go umieścić na ścianie.
Mimo to, w przypadku tej dziedziny twórczości plastycznej, chętnie promuje się i docenia, zarówno na uczelniach artystycznych, jak i w konkursach sztuki złotniczej, przedmioty nie nadające się do założenia na siebie (za delikatne lub z założenia do tego nieprzystosowane), czyli de facto nie będące biżuterią. Dzieje się tak dlatego, że istnieje coś, co można by określić jako „kompleks sztuki użytkowej”, czyli właśnie uznawanie tego, co użyteczne za poniekąd mniej wartościowe. Naszym zdaniem zupełnie niesłusznie, ponieważ dobre jakościowo wykonanie biżuterii, która jednocześnie jest przedmiotem o wysokiej wartości artystycznej jest dużo trudniejsze, niż zrobienie przedmiotu, który ma jedynie leżeć w gablocie. A jak już pisałam wyżej, dostrzegamy tą swoistą binarność: albo precjoza ze złota, srebra i kamieni szlachetnych wykonane hiperpoprawnie, zgodnie ze sztuką (nomen omen), ale bez fantazji i flow albo przedmioty o niekiedy bardzo ciekawych formach, ale nie nadające się do założenia na ciało (czasem celowo pozbawione tej możliwości, innym razem po prostu zrobione niedbale). My tymczasem z założenia łączymy w naszych pracach jedno z drugim: artyzm i pomysłowość z jakością wykonania. Nie da się ukryć, że do wykonania ambitnej biżuterii trzeba czegoś, co w polskim słowniku jest określane zgrabnym słowem kunszt. Na nieszczęście jest to wyrażenie mało popularne, choć naszym zdaniem warte odkurzenia, aby przypominało ludziom, że niektóre przedmioty wymagają od twórcy owego kunsztu, czyli jednoczesnego połączenia talentu, wyczucia, pomysłu oraz umiejętności warsztatowych w spójną całość, jaką ma być dzieło.
Dodam jeszcze, iż nie jest moją intencją ujmowanie pracom plastycznym, które pojawiają się na konkursach sztuki złotniczej oraz na wystawach a nią nie są. Takie przedmioty mogą również być ciekawymi artefaktami, niosącymi dodatkowe znaczenia i wzbogacać swoją obecnością temat wystawy czy konkursu. Niemniej jednak uważam, iż powinny być traktowane jako osobny dział. Możemy je nazwać obiektami, małymi formami rzeźbiarskimi, czy mini-instalacjami, ale z całą pewnością należy przyjąć, że są to przedmioty inspirowane złotnictwem a nie biżuteria sensu stricte i nie mieszać ich ze sobą.
Dlaczego?
Dlatego, że poprzez postawienie takich obiektów w tym samym rzędzie lub nawet wyżej od biżuterii, ów kompleks sztuki użytkowej jest podsycany. Gdzieś w tyle głowy pojawia się niewypowiedziana sugestia, iż jeśli coś nadaje się do założenia na ciało, to jest niewystarczająco artystyczne, skażone użytecznością albo – co gorsza – zbyt dosłowne. Zwykłe. My zaś chcielibyśmy zawalczyć o pozycję tej kreatywnej dziedziny w świecie sztuki a przede wszystkim o to, by nie była spychana na margines z uwagi na swoje rzemieślnicze konotacje. Zwłaszcza, że niektóre prace artystów złotników są prawdziwymi dziełami. W dodatku możliwość ekspozycji na człowieku dodaje im kontekstu i znaczeń. Zaś noszenie ich w przestrzeni publicznej jest niczym innym jak formą performance'u.
Wielcy artyści złotnicy
Warto zwrócić uwagę na to, iż biżuteria artystyczna, jak każda inna dziedzina sztuki ma również swoje wielkie nazwiska. Absolutnie zdumiewające dzieła sztuki złotniczej wychodziły spod rąk Rene Lalique – secesyjnego twórcy specjalizującego się w szklanych, półprzezroczystych niuansach. Nikt nie neguje wielkości Salvadora Dalego, który również projektował biżuterię. Nie można też pominąć postaci Frédérica Boucherona, którego w pełni oryginalne projekty przeszły do historii i były doceniane również a może przede wszystkim przez królewskie rodziny z całej Europy i świata. Co ciekawe jedną z jego głównych inspiracji była natura, lecz twórczo przetworzona, dzięki czemu powstawały formy niebanalne o ciekawych często płynnych liniach, nierzadko niesymetryczne i naprawdę charakterystyczne. Od początku istnienia jego zakładu, z całym przekonaniem tworzył formy unikatowe, nowatorskie i po prostu rzadkie, co obecnie jest wyznacznikiem statusu marki Boucheron. Nie ukrywam, że taka wizja złotnictwa jest bardzo bliska naszym sercom: kunsztowne wykonanie idące w parze z polotem w projektowaniu i unikatowością.
Wisior "Thistle" (tł.: oset) autorstwa Rene Lalique fot.: Sheila Thomson
Ciekawą postacią był także Włoch Mario Buccellati, który tworzył ażurowe, niemalże koronkowe wytwory oraz był znany z tego, iż się nie targował. Był zdania, że o jego oszałamiające klejnoty nie wypada się targować. Nie da się odmówić mu racji – próby zbicia ceny to niemalże jak policzek dla twórcy, ponieważ są komunikatem, że jego praca, talent, pomysły, doświadczenie, umiejętności, czas i materiały nie są warte wyznaczonej kwoty. Deprymujące prawda?
A co ze współczesnymi twórcami?
Wbrew pozorom mamy w Polsce wielu utalentowanych artystów złotników, którym nie brakuje ani pomysłów ani umiejętności, by tworzyć niezwykłe dzieła sztuki złotniczej. Wśród moich ulubionych mogę wymienić: Martę Norenberg, Iwonę Tamborską, Agnieszkę Działo Jabłońską, rodzinę Tryjefaczków, państwa Rojewskich, Dorotę Nitzę, Małgorzatę Chruściel Waniek, Magdalenę Maślerz.
Jeśli się zastanawiasz, co tych artystów łączy, to od razu Ci powiem: biegłe posługiwanie się technikami złotniczymi oraz realizacja własnych pomysłów i wizji. Z kolei o wiele ciekawsze jest to, co ich dzieli. I tu mamy słowo klucz: różnorodność. Nie tępa masówka, nie moda, nie trendy (choć tym akurat sztuka ulega), tylko różnorodność form, stylów i technik. To jest wyznacznik wolności twórczej i pewnej swobody kreacji. Każda z tych osób ma wypracowany indywidualny, rozpoznawalny styl, ulubione materiały. Polscy artyści młodszego pokolenia mają odwagę przyznać się, że są dumni z tego, co robią. Są wśród nas osoby, które tworzą prace figuratywne, ale warto zauważyć, że każda z nich ma swój własny styl i ta figuratywność przefiltrowana przez dłonie i talent poszczególnych twórców u każdej osoby przybiera zupełnie inne, niekoniecznie naturalistyczne formy. Są osoby które fascynuje piękno prostych form i geometria, ale też każda z nich nadaje swoim pracom tak indywidualny charakter, iż od razu wiadomo, kto je stworzył. I to jest właśnie w tym wszystkim najciekawsze – ta różnorodność stylów, technik, materiałów i punktów widzenia. Wielość podejmowanych tematów oraz autentyczna pasja, z jaką działamy parając się tą dziedziną sztuki.
Wnioski
Z uwagi na realia, o których pisałam wyżej, artyści złotnicy nie są osobami na świeczniku. O wiele łatwiej jest się przebić do świata wielkiej sztuki malując, rzeźbiąc, czy nawet tworząc graffiti, niż będąc wybitnym akurat w tej dziedzinie. O wiele łatwiej jest też sprzedać swoje dzieła za wygórowane kwoty, gdy są one zaliczane do sztuki czystej. Niemniej jednak, jeśli w ludziach jest choć odrobina racjonalności, to ten trend się odwróci. Wierzę, że to tylko kwestia czasu aż unikatowe przedmioty wykonane z pomysłem, precyzją i artyzmem ze szlachetnych materiałów osiągną równe uznanie, co płótna mistrzów.
Podobnież wierzę, że warto mówić o swoich przekonaniach. To co napisałam powyżej, podważa pewne aksjomaty, jak na przykład pokutujące od lat przekonanie o rzekomej użytkowości biżuterii artystycznej. Sformułowałam też zupełnie wywrotową tezę odnośnie tego, iż jej zakładanie i noszenie to forma performance'u. Jestem głęboko przekonana, iż najwyższa pora docenić ten obszar twórczości a aby to mogło być możliwe, potrzebne jest przewartościowanie sposobu myślenia o nim. Czyli po pierwsze trzeba zdjąć z prac ów kompleks użytkowości. Po drugie warto docenić potencjał performatywny tych małych form. Po trzecie zauważyć, że rzemiosło i umiejętności warsztatowe twórców jedynie dodają wartości dziełom.